Od czasu przeprowadzki na inteligencki Żoliborz (tą zbitkę nieustannie konfrontuje z sąsiadami sejmikującymi na ławce pomalowanej w barwy Legii) szukałem tu sobie miejsca. Takiego z przyrodą. Owszem jest tu dużo drzew i krzaków, ale wybetonowane jeziorko na Kępie Potockiej nie wytrzymuje porównania ze szczęśliwickimi Glinkami. Park Lelewela (przedłużenie skweru Igora Newerlego), to pusty, niezbyt ekscytujący kawałek zieleni. Park Żeromskiego odstrasza mnie idiotycznym zakazem wyprowadzania psów. Na Cytadelę mam zwyczajnie za daleko na spacer (a na rowerze wolę jechać nad Wisłę). Wydaje mi się, że najciekawiej będzie tam wiosną.
Nieustannie narzekam też na idiotycznie ustawione światła na Placu Wilsona. Nie sposób go obejść płynnie, bez długich przystanków, w czasie których stanie można sobie skracać wyrzekaniem na drogowców. Święta przepustowość to główna religia w ZDM. Amen.
Rozmarudziłem się a przecież jest tu pięknie. Zielono. Wszędzie są skwery, jakieś zarośnięte ogródki, zadbane podwórka ze starymi drzewami. Przy Kinie Wisła są pyszne lody. Mam dwa kroki do antykwariatu słynnego pana Krzysia. I nad Wisłę.
Pierwszy raz w życiu mam tak blisko nad rzekę i zaczynam się od niej uzależniać. Mam tu jedno ulubione miejsce, które w jakiś przedziwny sposób łączy szpeotę miejskiego krajobrazu i dzikie piękno Wisły. Kominy, słupy energetyczne, mosty. Na brzegu ślady dzików, bobrów, lisów. Napotkani rowerzyści widzieli tutaj łosia.
Podobno wydra
Za każdym razem jest inaczej, wody niespodziewanie przybywa, wypływają jakieś nowe zardzewiałe krzesła, butelki, pnie drzew. I zawsze są ptaki.
Dwa tygodnie temu nagrałem tu bociana czarnego. Uwaga, film trwa tylko trochę dłużej niż mgnienie oka.
[youtube https://www.youtube.com/watch?v=0f8RMplS4s0&w=560&h=315]
Dzisiaj przyleciał (i rozsiadł się) bielik. Polował zimorodek. Właściwie dwa zimorodki. A zastygłe czaple udawały, że są badylami. Szanując prywatność nie zamieszczam ich zdjęć.