Tajpej jest miastem zielonym, chociaż nie rzuca się to w oczy, kiedy studiujemy jego plan. Ciepły i wilgotny klimat Tajwanu stwarza doskonałe warunki dla roślin, dlatego te które znamy z form doniczkowych osiągają tu rozmiary drzewiaste. Zieleń spontaniczna rozwija się błyskawicznie.



Miasto jest zielone do tego stopnia, że z zielenią zintegrowane są Budki z Bardzo Ważną Instalacją. Wydaje mi się, że to jest malowane ręcznie.


Figowce (Ficus sp.) wyrastają tu w przypadkowych miejscach jako samosiejki, podobnie jak nasze brzozy, topole czy klony jesionolistne.

Tu zdjęcie pięknego figowca wyrastającego przez dach przy warsztacie naprawiającym skutery.


Na drzewach ulicznych widać trochę porostów przypominających obrosty (Physciaceae). Są też miejscowe liszajce, na kilku drzewach znalazłem dobrze znanego literaka (Graphis scripta).


To co uderzające w porównaniu do europejskich miast to brak ptaków krukowatych (poza srokami). Wszędobylskie są za to szpaki. Introdukowane majny brunatne (Acridotheres tristis) patrolują otwarte przestrzenie, szczególnie duże trawniki.


Skworczyki zielone (Aplonis panayensis) obsiadają stadnie przyuliczne drzewa i latarnie.
Mniej licznie wydają się wpisane do miejscowej Czerwonej księgi majny czubate (Acridotheres cristatellus ssp. Formosanus).

Najbardziej elastyczne wydają się nawołujące elektronicznie introdukowane szpaki czarnoszyje (Gracupica nigricollis). Ten gatunek przypomina mi najbardziej nasze kawki, czy wrony – jest większy niż pozostałe wymienione szpaki i chętnie przesiaduje na budynkach.


Zsynantropizowane są też ślepowrony orientalne (Gorsachius melanolophus), nazywane potocznie „głupimi ptakami”. Mnie się wcale nie wydały głupie, ich ruchy przypominają raczej układy tai chi. Ślepowrony kopią dziobem w trawnikach jak polskie gawrony.


Jednak najbardziej wszędobylskim i głośny ptakiem w Taipei wydał mi się szczeciak granatowy (Hypsipetes leucocephalus). Należy do niewystępującej w Polsce rodziny bilbili. Widywałem go z okien hotelu (mieszkałem w dzielnicy wieżowców), na porośniętych dżunglą wzgórzach, na przyulicznych drzewach – właściwie wszędzie gdzie poszedłem. Tak brzmi jego głos

