O pełzaczu, spleśniałym razowcu i grabieniu liści

OLGA WRÓBEL: Na początek ulubione pytanie wszystkich ludzi z pasją: skąd się wzięła? Dlaczego właśnie ptaki?

STANISŁAW ŁUBIEŃSKI: Jestem w trakcie pisania książki o ptakach dla wydawnictwa Czarne, przerabiam te pytania w głowie nieustannie. Najprostsza wersja jest taka, że mam o dwa lata starszego kuzyna, który był dla mnie wzorem, alfą i omegą. On się interesował ptakami – a siedmiolatek zawsze chętnie naśladuje dziewięciolatka. Więc jest to trochę „pożyczona” pasja. Bardzo interesowałem się ptakami w podstawówce, w liceum trochę mi przeszło, na studiach zajmowałem się tym okazjonalne na zasadzie atrakcji towarzyskiej. Popisywałem się egzotycznymi dla laików nazwami w rodzaju „pełzacz leśny” czy „potrzeszcz”. Pod koniec studiów pasja zaczęła wracać, pisałem pracę magisterską na wsi niedaleko Warki i przy okazji założyłem zeszycik, w którym zapisywałem obserwacje. Żeby nigdzie nie chodzić i się nie rozpraszać, obserwowałem tylko przez okno. W ten sposób nabiłem ok. 40 gatunków, nawet niezły wynik, jeżeli chodzi o obserwacje oknowe.

ciąg dalszy na

Dodaj komentarz