„Ptaki” na Woli

W piątek, na stronie Gazety Wyborczej pojawiał się tekst Jakuba Chełmińskiego pod sensacyjno-histerycznym tytułem „Wrony atakują przechodniów na Woli. Są pierwsi ranni”.

Ptaki robią się coraz bardziej bezczelne. Atakują nawet dorosłych mężczyzn. Ofiarą padł już chyba każdy z moich sąsiadów. Ja sama też zostałam zraniona – opowiada nasza czytelniczka Magdalena Budzyńska.

Nie wiem jak inni czytelnicy, ale ja bardzo chciałbym się dowiedzieć jakiego rodzaju rany odniosła pani Budzyńska. Bo wyobraźnia czytelnika pracuje. „Zostałam zraniona” – a więc otwarta rana? Szwy? Temblak? Gips?

Agresywne wrony mają gniazdo na kasztanowcu rosnącym przy ul. Żelaznej, na wysokości budynku po nr. 103. O poważnych ranach na razie nic nie wiemy, ale mieszkańcy coraz bardziej się boją.
O proszę, a więc gniazdo, czyli „bezczelne” i „agresywne” wrony mają być może jakiś powód. Może ich ataki nie są takie irracjonalne? O poważnych ranach nic nie wiadomo – ale jak sugeruje pan Chełmiński, kto wie, może gdzieś w mieszkaniach konają poranieni przez wrony mieszkańcy. W każdym razie nawet jeżeli nie ma jeszcze poważnych ran to z pewnością za chwilę będą. Inni mieszkańcy żyją sterroryzowani.

W pobliżu znajdują się żłobek i przedszkole, kawałek dalej jest szpital położniczy św. Zofii. – Dziś byłam świadkiem, jak wrona próbowała zaatakować mamę z wózkiem. Boimy się wychodzić z domu – opowiada Magdalena.

Czytelnik przysypia, trzeba jeszcze postraszyć. Obok jest żłobek i przedszkole, a jeszcze dalej szpital położniczy – kto wie, może mordercze wrony zaatakują noworodki? Do bloku przy Żelaznej 103 do szpitala jest ponad 100 metrów, podobnie do żłobka (tu w dodatku drogę przecina blok Nowolipie 26A). Czy ktoś widział wrony atakujące mamy, dzieci i dorosłych mężczyzn poza okolicą feralnego kasztanowca? Czy prześladują całą okolicę?

Założę się, że wrona nie odróżnia mam od niemam. Singielek od mężatek. Nie był to więc umyślny atak na macierzyństwo. Wrona atakuje to co w jej przekonaniu zagraża jej pisklętom.

Skarży się, że nic nie dają interwencje w straży miejskiej. – Usłyszeliśmy: „Musicie nauczyć się z nimi żyć” oraz „Ptaki są w okresie lęgowym i nic się nie da zrobić”. To dość groteskowe, skoro już większość z nas boi się wychodzić z domu – mówi oburzona czytelniczka.

Zastanawiam się jaka reakcja Straży Miejskiej byłaby satysfakcjonująca dla pani Magdaleny? Odstrzał? Straż Miejska z kolei mogłaby poinstruować mieszkańców, że 8to straszne zagrożenie zaraz minie. Wrony odchowają młode i przestaną się interesować Żelazną 103.

Gdy nasz reporter pojechał w środę na miejsce, spotkał tam strażników miejskich z ekopatrolu i wrony, które akurat nie były agresywne, raczej bały się ludzi. – Podskakiwały tylko, mnie nie atakowały – mówi nasz lotny reporter Dariusz Borowicz, który na wszelki wypadek na spotkanie z ptakami poszedł w kasku.
Podskakujące ptaki to zapewne młode, które wyskoczyły z gniazda na kasztanowcu i dopiero uczą się latać. W takich przypadkach ich rodzice odganiają intruzów od potomstwa.

Artykułowi towarzyszy film, jak dzielny reporter w kasku zbliża się do młodej wrony prawdopodobnie w nadziei sprowokowania ataku. Niestety podlot tylko ucieka, a dorosłych nie widać w okolicy. Młoda wrona lata już całkiem sprawnie.

Potwierdza to Agata Antonowicz z Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska: – Agresywne zachowania ptaków zazwyczaj obserwowane są w maju i czerwcu – jest to okres wyprowadzania piskląt z gniazd. Młode osobniki w tym okresie uczą się latać, często przebywają na ziemi, a dorosłe ptaki postrzegają ludzi, którzy znajdą się w sąsiedztwie młodych, jako zagrożenie dla swojego potomstwa.
Przyznaje też, że takich zgłoszeń w Warszawie jest więcej i dotyczą zazwyczaj gatunków krukowatych.

Pani Agata bardzo rzeczowo wyjaśniła o co chodziło wronie. Po co więc pan Chełmiński postanowił postraszyć całą okolicę ze żłobkami, przedszkolami i szpitalami?

Monika Niżniak radzi w miarę możliwości unikać miejsc gniazdowania wron. Ale co zrobić, gdy gniazda są tuż nad wejściem do budynku? Według przepisów w okresie lęgowym nie można ptaków płoszyć, łapać ani przenosić, ale są wyjątki od tej zasady. Należy złożyć wniosek o odstępstwo od zakazu w Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska. Powinni to zrobić zarządca budynku lub wspólnota mieszkaniowa.

Ludzie, ten problem trwa jakieś 3 tygodnie w roku. Czy naprawdę musimy niszczyć, płoszyć i przenosić? Nie mieszkamy w mieście sami, żyją tu również zwierzęta. Starajmy się znaleźć jakieś rozsądne wyjście z sytuacji, a nie straszyć wizją z filmu Hitchcocka.

Propozycja: kto się czuje zagrożony, niech zabiera ze sobą mały, składany parasol. Może otworzyć go przy wyjściu z klatki i przejść w bezpieczne miejsce, pewnie za róg budynku. Tu parasol nie będzie już potrzebny.

A tu link do tekstu z GW

0 Replies to “„Ptaki” na Woli”

  1. a może p. chełmiński probowal zlapać malą wrone i nic dziwnego,mże go napadly w obronie dziecka !!! W takich sytuacjach to normalne

    1. to nie był p. Chełmiński tylko jego dzielny wysłannik. Niestety nie został napadnięty, chociaż ewidentnie na to liczył. Proszę zajrzeć do oryg. tekstu i filmu

Dodaj komentarz