Puszczyki z mokotowskiego parku są dobrze znane w okolicy. Zawsze, kiedy zadzieram głowę wypatrując znajomych, napuszonych kształtów, ktoś czujnie zagaja.
„Dzisiaj nie ma, bo już patrzyłem. Pierwsza rzecz jak w parku jestem, to patrzę czy sówki są” – rozpromienił się niedawno alkoholik z psem.
Dziś u rudzielca wypatrzyła mnie żwawa emerytka.
„O ja właśnie chwilę mam to sprawdzam czy siedzą. Jak szarego nie ma przy złamanej gałęzi, to znaczy, że siedzi w grubej lipie”.
Faktycznie, siedzi. Gdyby nie instrukcja na pewno bym go nie wypatrzył. Przystaję pod drzewem, a puszczyk na moment podnosi powieki i patrzy z wyższością. Nie przedstawiam sobą nic ciekawego, po chwili wraca do drzemki.